POLIGON - BIAŁY DUNAJEC (10.01-13.01.2011)

17.01.2011

Wspomnienia Małej Szeregowej S.

Dnia 10 stycznia o godzinie 8 (z hakiem) władowaliśmy do bagażnika nasze plecaki wypchane (w większości) rzeczami niezbędnymi do przeżycia czterech dni. Usadowiliśmy swoje zacne ciała na wygodnych fotelach i... ruszyliśmy, zostawiając za sobą mury naszego ZDZ-u. Proszono mnie o streszczanie się, więc przejdę do meritum sprawy.

Po czterech godzinach jazdy, przerwanych dwoma postojami, dotarliśmy do Białego Dunajca, gdzie powitała nas wspaniała kadra instruktorska. Nie mogłabym nie wspomnieć o pięknych widokach i luksusowym pensjonacie.

Żeby nikt nie mówił, że nie jesteśmy małymi żołnierzami, zostaliśmy "ustawieni do pionu" i przestaliśmy się łudzić, że czeka nas sielanka (wkrótce okazało się, że nadzieja, jak każda matka, kocha swoje dzieci). Po krótkim apelu udaliśmy się do pokoi, które bardzo szybko otrzymały tytuł "oazy" (czuliśmy to szczególnie wtedy, gdy kładliśmy się wieczorem do łóżek).

Już pierwszego dnia, po pysznym obiedzie pojechaliśmy na stok UFO, gdzie wypożyczyliśmy sprzęt oraz poznaliśmy zasady poruszania się na nartach. No i spróbowaliśmy przełożyć teorię na praktykę. Prawie nam się udało. Świadomość tego, że nie tacy jak my "naumieli się" tej sztuki była wielce motywująca. Oczywiście jak na każdym polu walki i tu nie zabrakło ofiar. Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak się nasze "ofiary" później przekonały...

Kolejne dwa dni wyglądały niemalże tak samo - śniadanie, stok "RusinSki", narty, narty, narty, przerwa, narty, narty, narty, obiad, omówienie tego, czego się nauczyliśmy, chwila wolnego, kolacja i... o tak, dokładnie to. Posiadacze pięknych ciał mogli pochwalić się nimi podczas wyjścia na baseny termalne.

Czwarty, ostatni dzień, rozpoczął się jak poprzednie, ale byliśmy nieco zestresowani, bowiem czekał nas test. Nie ma co ukrywać, stanęliśmy na wysokości zadania i pokazaliśmy na co nas stać. Nie skłamię, jeśli powiem, że jesteśmy narciarzami pierwsza klasa.

Powrót do domu przyjęliśmy ze średnim entuzjazmem, ale nic nie trwa wiecznie. Uśmiechnięte twarze bliskich nam osób - bezcenne.

I nie, żebym coś sugerowała, ale naprawdę tak baaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo nam się podobało, że prosimy o jeszcze!